Pierwsze dwa tygodnie lipca, kiedy wreszcie nadeszło
upragnione „wolne”, spędziłam w swoim własnym, osobistym i jakże hermetycznym
kąciku rozpaczy. I choć za każdym razem, gdy do niego trafiam rugam siebie za
to, że widząc ile jest zła na świecie, ja wciąż użalam się nad jakimś
nieistotnym „problemem”, pozostałam w tej niewesołej atmosferze dość długo.
Powód? Zabrano
mi (a może dokładniej sama sobie zabrałam), bieganie. Tak właśnie, BIEGANIE.
Wraz z początkiem lipca minęły trzy miesiące odkąd ostatni raz założyłam swoje
wymęczone getry i ruszyłam o świcie na podbój zwykłej, 8 km trasy.
Przeciążenie, przewlekłe zapalenie, a w końcu dyskopatia. Diagnozom nie ma
końca, ale ból pozostaje faktem i choć w swobodnym poruszaniu nie przeszkadza,
grubą kreską odcina mnie od grona tych szczęśliwców, którzy mogą swobodnie truchtać po mieście. A już w szczególności truchtają po mojej ulicy. Tak wiem, robicie
to specjalnie.
Do czego jednak zmierzam?
Do czego jednak zmierzam?
Kącik rozpaczy pozbawił mnie wielu spokojnych chwil, bo nic tak nie przesłania nam piękna każdego, zwykłego dnia, jak własne, rozdmuchane problemy. Powoli uczę się jednak jednego: skupianie uwagi na tym nad czym nie mamy większej kontroli marnuje dużo czasu i energii, a nie przynosi nic poza frustracją i zniechęceniem.
Dlatego z postawy pełnej zrezygnowania, przeszłam na celebrowanie momentów.
Moje nowe zamiłowanie?
5 rano. Wiklinowy fotel na balkonie. Pyszne śniadanie (zazwyczaj Bananowe Mocha Smoothie z sezonowymi owocami), zjedzone w ciszy poranka, podczas, gdy pierwsze promienie słońca rozlewają się na ścianach budynków.
5 rano. Wiklinowy fotel na balkonie. Pyszne śniadanie (zazwyczaj Bananowe Mocha Smoothie z sezonowymi owocami), zjedzone w ciszy poranka, podczas, gdy pierwsze promienie słońca rozlewają się na ścianach budynków.
Spróbujcie, świat pachnie wtedy cudowanie.
I wszystko staje się jakby łatwiejsze, nawet pomimo tego, że ukochane Nike Lunarglide4+ służą teraz tylko do chodzenia.
Współczuję...troszkę wiem jak to jest nie móc robić czegoś, co się bardzo lubi albo wręcz kocha... Ale masz rację, powinniśmy się nauczyć doceniać życie i jego małe momenty, bo na ogół doceniamy je dopiero gdy ich brak...to samo dotyczy ludzi... Życzę szybkiego powrotu do zdrowia! A w międzyczasie delektuj się 5 rano na balkonie...i Twoimi pięknymi zdjęciami :) Pozdrawiam :-*
OdpowiedzUsuń